Zany i wielokrotnie nagradzany. Autor tekstów w takich tytułach jak Der Spiegel, Financial Times, Die Welt, Neue Zurcher Zeitung am Sonntag, czy Weltwoche. Dziennikarz poruszający kontrowersyjne, ale często wręcz niezwykłe tematy. Dlaczego więc piszę na blogu więcej o Claasie Relotiusie? Bo właśnie go zwolniono i to za oszustwo najwyższej próby.
Dla Der Spiegel pisał od ponad 7 lat i stworzył 74 artykuły. Cieszył się renomą, a jednak ktoś podał pod wątpliwość jego listopadowy tekst o oddziałach patrolujących granicę między Meksykiem, a USA. Był to oczywiście życzliwy kolega redakcyjny, który całą sprawę zgłosił szefostwu.
Ci potraktowali sprawę poważnie. Doszło do wewnętrznego śledztwa, w którym stwierdzono, że przynajmniej 14 artykułów autorstwa Relotiusa było naciąganych. Dziennikarz potrafił nie tylko wymyślać tematy, ale i postacie jakie występowały w jego tekstach, rozmowy, które nie miały miejsca, a także zmyślać fakty, tak aby powstawała znakomita opowieść. Opowieść, w którą trudno było na pierwszy rzut oka nie uwierzyć.
Dziennikarz stworzył więc coś doskonałego. Najpierw zyskał przychylność, zaufanie i sławę, a potem postanowił naciągać fakty, nie przemęczając się. A że oszustwa pojawiały się w takich historiach jak: matka oglądająca egzekucję syna, dziecko porwane przez ISIS, czy więzień niesłusznie znajdujący się w więzieniu Guantanamo, to czytało się to z niekrytą przyjemnością.
Jak dziennikarz tłumaczył skalę swoich oszustw? Moja nierzetelność była obawą przed zawodową porażką. W skrócie kłamałem dlatego, że byłem na szczycie, byłem dziennikarską gwiazdą, może miałem jakąś psychiczną blokadę i nie chciałem tworzyć czegoś słabego. Pospolitych artykułów, choćby były prawdziwe.
Problem w tym, że sprawa Relotiusa uderza tak naprawdę w całe środowisko dziennikarskie (szczególnie w Niemczech). Szczególnie, że jeszcze nie tak dawno również pisałem o zmyślającym dziennikarzu (tylko w na portalach Internetowych i w USA). Trudno powiedzieć ilu podobnych twórców może istnieć na całym świecie, a kwestia ochrony swojego źródła informacji, sytuacji nie poprawia, a wręcz wzmaga podejrzenia. Dlatego jeśli tylko możemy starajmy się dochodzić prawdy samemu, czytajmy ze zrozumieniem i poddawajmy pod wątpliwość najbardziej podejrzane fakty. Dla mnie szczególnie przykre jest jednak to, że etap tworzenia tzw. fake newsów, zaczyna docierać też do prasy tradycyjnej.