Polsat konkuruje z Big Brotherem

Polsat konkuruje z Big Brotherem

Wiadomość o tym, że TVN wraca do pokazywanie Big Brothera zelektryzował widzów. Wspomnienia, komentarze i myśl o tym czy w obecnych czasach takie reality-show nie jest już zbyt staromodne. Mimo wszystko powrót takiego programu na pewno spotka się, przynajmniej na początku, ze sporą oglądalnością. A to problem dla konkurencji. Przejść wobec takiej informacji obojętnie? Oddać pola? A może walczyć do upadłego?

Jeśli o to chodzi to też wiemy, że akurat Polsat nie ma w zwyczaju się poddawać. No i właśnie to udowadnia jedną z ostatnich informacji prasowych. Prawdopodobnie szukano formatu, który jak najbardziej będzie przypominał Wielkiego Brata, ale pod jakimś względem może być lepszy. Wybór padł na Love Island!

Owszem programy z wyspami w tle jakoś za bardzo dobrze im się nie kojarzą (np. taka Wyspa przetrwania była po prostu klapą), ale powiązanie domu naszpikowanego kamerami w połączeniu z piękną przyrodą i najpopularniejszym ostatnimi czasy wątkiem w polskich stacjach, czyli telewizją matrymonialną, ma już jakieś szanse zaistnieć.

Love Island stworzyli Brytyjczycy. ITV wprowadził ten format na rynek jeszcze w 2005 roku i pokazał dwie edycje z gwiazdami. Ogólnie szału nie było, bo z programu się wycofano, ale wrócił on już z naturszczykami w 2015 i o dziwo od tego czasu utrzymuje się na antenie stacji (na bądź, co bądź trudnym rynku).

Zasady show są dość proste. Single zamieszkują piękną willę na super wyspie, pławiąc się luksusem i dobrze się bawiąc. Są dobierani w pary, nawet jeśli dany partner im nie odpowiada. Po spędzeniu trochę czasu w towarzystwie kamer, na poznawaniu się, decydują czy zostać w parze, czy może doprowadzić do jakiejś wymiany z inną parą. Jeśli nie udaje się znaleźć wymarzonego partnera odpadają, mogą też podpaść innym uczestnikom i podobnie jak w domu Wielkiego Brata zostać wyeliminowani.

Zwycięska para w oryginalnej wersji zdobywa nie tylko miłość (chyba, że grali tylko pod pieniądze), ale też nagrodę w wysokości 50 tysięcy funtów. Także jest o co grać i o co walczyć. Choć z drugiej strony przykre by było gdyby znów to nie miłość na końcu zwyciężała (tak jak to często bywa w telewizji matrymonialnej).

Zastanawia mnie to czy gdyby nie Big Brother Polsat w ogóle zainteresowałby się takim formatem. Pewnie nie, bo w tym wypadku jest to reakcja na stan zastany na rynku, a nie nic nowatorskiego. Natomiast jeśli mam wątpliwości czy Wielki Brat może być anachroniczny to i tu jest się czego obawiać. I tak to nowe reality show pociągnąć mogą chyba tylko widzowie zachwycający się MTV i programami w stylu Warsaw Shore (ale dla nich Love Island również może być zbyt łagodny).