Cenzura to słowo będące po prostu w modzie. Tym bardziej jeśli piszemy np. o Rosji. W końcu masy muszą popierać władze, a robią to dzięki jasnemu przekazowi mediów. Choć zawsze pozostaje Internet i odważne jednostki tam wyrażające swoje zdanie. Czymś innym jest jednak nie zgadzanie się z rządem, a czym innym podawanie prawdziwej prognozy pogody!
Tak, dobrze przeczytaliście. Dzisiaj będzie o prognozie pogody, a dokładnie jej niedoskonałości. Kiedyś mówiło się o tym, że w naszym Dzienniku Telewizyjny to pogoda była pełna najbardziej wiarygodnych informacji. W Rosji nawet tak nie jest.
Najwidoczniej Rosyjska Instytucja meteorologiczna nie jest dokładna w swojej pracy lub nie radzi sobie z prognozami na tak duży teren. Mieszkańcy niektórych terenów skarżyli się więc, że pogoda potrafi być inna, niż to zapowiadają i wtedy z pomocą przyszedł im jeden bloger.
Rusłan Jurkowski. Z zawodu kolejarz. W prognozowaniu pogody amator, ale z meteorologiczną pasją od dziecka, postanowił dzielić się ze światem swoimi prognozami pogody. Zajął się dokładną analizą wszystkich oficjalnych danych i dodał do tego swoją intuicję, a wyszło coś niesamowitego. O wiele bardziej trafione prognozy!
Bloger potrafił przewidzieć powodzie i tajfuny. Zyskał miano „meteorologa ludu”, a był tak skuteczny że kolejne media to od niego brały prognozę pogody. Dlaczego jednak piszę, że był? Bo jak to często bywa w podobnych przypadkach postanowiono go uciszyć. W końcu prawdę mogą przekazywać tylko duże instytucje.
Obecnie trwa proces sądowy przeciwko blogerowi. Prawdopodobnie czeka go grzywna pieniężna, nawet 3000 rubli. Stawiany zarzut to brak licencji na prognozowanie pogody. Służby twierdzą, że naraża swoją (co ciekawe prawdziwą prognozą) zdrowie chociażby turystów wychodzących w góry.
Grzywna w przeliczeniu na nasze około 190 złotych aż takim problemem nie powinna być, ale prawdopodobnie Rusłan zamknie bloga i stracą na tym przede wszystkim lokalni mieszkańcy, znów opierający się na licencjonowanych, ale nie dokładnych prognozach. A wyjście z tej dziwnej sytuacji jest przecież proste. Wystarczy zatrudnić „meteorologa ludu” lub wziąć go na szkolenie by zdobył licencję. Przecież instytucja meteorologiczna, mogłaby na tym tylko zyskać.