Manipulacja w transmisjach sportowych, czyli oszukiwani od co najmniej 1994

Co ma wspólnego koncert rockowy z zawodami sportowymi? Najczęściej żywiołowo reagującą publiczność. Problem pojawia się wtedy gdy zgromadzeni na stadionie kibice zachowują się zbyt cicho, a my jako realizatorzy przeprowadzamy transmisje z danego wydarzenia dla kilkudziesięciu krajów świata. Na szczęście od czego jest awaryjnie przygotowana ścieżka dźwiękowa i pomysł na dokonanie manipulacji prawie doskonałej.

Powiem szczerze przeważnie manipulacje w telewizjach już mnie nie dziwią. Sam opisywałem chociażby sprawę dublerki rąk podczas programu kulinarnego, czy też porównywałem serwisy informacyjne różnych stacji, w których w zależności od ujęcia kamery było kilkadziesiąt osób lub kilka tysięcy. Tyle, że to wszystko w Polsce, bo krajów zachodnich (szczególnie skandynawskich) jakoś z manipulacjami nie utożsamiamy. Przecież Skandynawia to światowa czołówka jeśli chodzi o wolne media. Taka Norwegia (z której pochodzi telewizja publiczna NRK, której ten artykuł dotyczy) znajduje się na drugim miejscu w rankingu Reporterów bez Granic. Liczylibyśmy więc na rzetelność i pokazywanie wszystkiego tak jak odbywa się w rzeczywistości.

Niestety każdy kto wierzy w uczciwość mediów ponownie się zawiódł, bo w trakcie mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym w Oslo w 2011 roku pod wiwatującą publiczność podstawiano dźwięk szalejących fanów muzyki rockowej. Jeden z dziennikarzy dopiero po ponad 4 latach zidentyfikował to co słyszał podczas transmisji z jeszcze wcześniejszym koncertem przed ratuszem w stolicy Norwegii. Dzięki takiemu zabiegowi telewizyjnemu widzowie na całym świecie mieli być pod wrażeniem wyjątkowego zainteresowania mieszkańców tego kraju biegami narciarskimi i skokami (tu akurat głos publiki podkładano tylko częściowo).

Tak naprawdę najgorsza jest jednak inna kwestia. Norweska telewizja publiczna zupełnie nie poczuwa się do winy. Uważają, że to co zrobili nie było manipulacją, tylko lekkim podkolorowywaniem atmosfery na trybunach. Co więcej nie wiedzą skąd nagle takie oburzenie, skoro odgłosy publiczności modyfikują już od Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 1994 roku.

Główny dźwiękowiec odpowiedzialny za całe zamieszanie również wydaje się dumny z siebie. Wskazuje na to, że używa wyjątkowo nowoczesnego syntezatora z wieloma przyciskami i w zależności od sytuacji emituje określony dźwięk. Myślicie, że publika z koncertu rockowego i odgłosy kijków nart to wszystko? No nie do końca bo ten miły pan podczas mistrzostw uruchamiał nawet odgłos szczekającego psa.

Wychodzi na to, że od ponad 20 lat podczas niektórych transmisji sportowych jesteśmy oszukiwani, a doping to nie tylko korzystanie przez sportowców z nielegalnych środków wspomagających, ale i manipulacja realizatorów telewizyjnych. Skoro tak to po co w ogóle się wysilać. Można przecież zrobić konwencję wyborczą partii z maks 15 osobami (dobrze skadrowanymi) i dźwiękami z koncertu rockowego, można transmitować pojedynki szachowe z żywiołowo reagującą publicznością, wreszcie można pokazać że ludziom naprawdę zależy na relacji z parlamentów na całym świecie. Tyle, że jak tak dalej pójdzie to zachodnia telewizja zacznie równać raczej do Korei Północnej (posłuchajcie sobie wiwatujące tłumy w KCTV będziecie wiedzieć o co chodzi). Chociaż w tym względzie można być dumnym, że TVP nie nadąża aż tak za trendami, bo inaczej z transmisji z Lubelskie Cup (gdzie momentami publiki prawie w ogóle nie było) zrobiliby drugi Woodstock.