Najbardziej kontrowersyjne reality show – Making love

Najbardziej kontrowersyjne reality show - Making love

Idzie nowe w telewizji. W związku z tym powstają kolejne kontrowersyjne programy. Takie programy jakich jeszcze nie było i które robią absolutnie wszystko by zwrócić na siebie uwagę telewidzów (ba także osób nie oglądających telewizji). Może więc w tym szaleństwie jest metoda, ale czy reality show Making love to nie przesada?

Programów randkowych jest wiele i są przy okazji mega popularne wśród widzów. Więc obecność kolejnej propozycji w tym nurcie nie dziwi. Jeśli jednak Ślub od pierwszego wejrzenia to dla Was za mało, to co powiecie na pierwsze spotkanie zakończone seksem. A co potem? Wiadomo, okazja by dobrze się poznać.

I właśnie na tym polega francuski Making love. Absolutna nowość, sprzed kilku miesięcy, była chyba najczęściej opisywanym programem na tegorocznych targach MIPCOM (największe wydarzenie na którym producenci z całego świata, przekonują stacje telewizyjne do kupienia licencji na pokazywanie ich programów).

Ale po kolei. Szczęśliwi uczestnicy (dokładnie szóstka singli) spotyka się po raz pierwszy w zaaranżowanej sypialni. Ta jest oczywiście naszpikowana kamerami, które co jeszcze bardziej może deprymować, nagrywają w zasadzie w całości zdarzenie, jakie ma tam miejsce. Dokładnie w postprodukcji wycięta jest ostatnia minuta seksu, po to by wrócić już po, w momencie np. miłego uścisku osób biorących udział w tej maszkaradzie.

Zaraz po tym kochankowie dzieleni się w dwóch pomieszczeniach, by powiedzieć nam trochę więcej o tym co się stało, o nowo poznanym partnerze/partnerce i ocenić szanse na kolejną randkę, spotkanie (takie bardziej normalne).

Oczywiście to nie koniec odcinka, gdyż wraz z kamerami nadal towarzyszymy głównym uczestnikom przez kilka kolejnych tygodni. Cel? Zobaczyć jak rozwija się ten wyjątkowy związek, a także czy są normalną parą, w ogóle się rozstali, czy spotykają tylko w sypialni by miło spędzić czas.

Dokładnie po miesiącu następuje moment, na który każdy czekał. Czas decyzji i ostateczne powiedzenie sobie tak lub nie (czy ciągnąć ten związek, czy nie, a nie pójść do ślubnego kobierca). A widzowie obgryzający paznokcie z nerwów i emocjonujący się czymś takim wracają do normalnego życia, czekając na nową serię ich ulubionego programu.

No i co zaskoczeni? Trochę na pewno. Making love jest programem bezpośrednim, łamiącym konwenanse, ale i czymś co czasem dzieje się w życiu, ale bez kamer. Mimo wszystko, głównie z psychologicznego punktu widzenia, myślę że robienie z czegoś takiego show dla milionów to przesada.

Z jednej strony jest przecież ludzka prywatność, z drugiej opinie społeczne (także te wyrażane w Internecie). Hejterów jest wielu, a przecież ciężko potem wrócić do normalnego życia, gdy na ulicy poznają cię ludzie pamiętając, że np. brałaś udział w takim reality show, przespałaś się z uczestnikiem i nic z tego nie wyszło (jesteś teraz samotna). Może więc to dobry pomysł dla telewizji z postępowych krajów, a nie dla nas, bo może to w Polakach ten program budzi takie skrajne emocje. Ale w tym przypadku może to właśnie my jesteśmy tymi normalnymi i głosem rozsądku.