Jesteśmy jacyś inni?

Jesteśmy jacyś inni?

W ostatni weekend swoją premierę kinową miał oparty na podstawie komiksu film „Deadpool”. Produkująca go wytwórnia FOX wprowadziła go równocześnie do 61 krajów świata i zarobiła na dobry początek 135 milionów dolarów (uzyskując w taki sposób najlepszy wynik lutego, bijąc zeszłoroczną premierę „50 twarzy Greya”). Problem w tym, że „Deadpool” był najpopularniejszym filmem w 60 z 61 wspomnianych państw. Zapytacie co to za wyjątkowy kraj? Oczywiście nasza Polska!

Pomińmy już kwestię tego, że najwidoczniej aż takimi fanami komiksów nie jesteśmy i nawet to, że woleliśmy pójść do kina na wyświetlaną już od poprzedniego tygodnia polską komedię romantyczną („Planeta singli”). Bo być może to tylko jeden z przykładów tego, że po prostu jesteśmy inni od reszty świata, albo przynajmniej oryginalni jak „jeansy, dolary i kompakty” (choć akurat w tym przypadku może to tylko niechęć do czytania w kinach napisów lub oglądania filmów w wersji oryginalnej).

Kiedyś (nie wiem bo może to jeszcze trwa) była taka akcja związana z tym jak to Polacy przejmują Internet. Dokładnie wstawiając komentarze w języku polskim (np. o przejęciu filmu na YouTube). Powiedzielibyśmy dziecinada. A jak jest w rzeczywistości? Jak wiemy mamy wielu imigrantów w Wielkiej Brytanii. Dlatego najnowsze zestawienie najpopularniejszych portali Internetowych na Wyspach nie powinno, nas uodpornionych Polaków, już w ogóle dziwić. Dzięki wejściom rodaków w pierwszej dziesiątce (stanowiącej 65% brytyjskiego ruchu Internetowego) znalazły się dwie nasze strony. To szóste Wp.pl (1,5 mld odsłon) i siódmy Onet (1,3 mld). Chcecie jeszcze jeden przykład? Wystarczy, że gdzieś pojawi się zagraniczne Internetowe głosowanie np. na sportowca miesiąca, w którym jest Polak i już wiadomo, że Internauci sprawią, że nagroda go nie ominie (wybierano w taki sposób Polaków nawet do 11 wszech czasów jednej z zachodnich drużyn). Tak naprawdę mieszkańców państw, które w takich sprawach się mobilizują można przecież policzyć na palcach jednej ręki.

Następna kwestia, czyli wszędobylska zazdrość. Weź zrób u nas coś dobrego i wartościowego, zaraz zostaniesz sprowadzony do pionu. Polskich rzeczy, które są uznawane za fajne zagranicą, a słabe w Polsce jest niestety wiele. Wspomnijmy tylko o najnowszym przypadku piosenki zgłoszonej przez Margaret do polskich preselekcji do Konkursu Eurowizji. Zagraniczne komentarze, prawie sam zachwyt. Negatywne opinie, w zasadzie tylko pisane przez naszych Internautów (nawet tych sprytnie nie potrafiących się wylogować i odpowiadających samemu sobie).

Na koniec najnowszych wydarzeń medialnych, jeszcze roast. Ten polski po raz pierwszy pojawił się w jednej z naszych telewizji (lepiej późno niż później, skoro w USA widzowie telewizyjni znają ten rodzaj humoru od końca lat 60-tych ubiegłego wieku, a „przypiekanie” np. Muhammada Alego to klasyka). No i się zaczęło narzekanie, jak nisko stacje i gwiazdy upadły, jakie to obrzydliwe, nieśmieszne itd. Prawdopodobnie nikt z tak piszących nie zna i nie rozumie tego typu benefisu (ale jak ma skoro zasiadło się tylko dlatego, że Wojewódzki i ma być kontrowersyjnie). Nie pomyślano np. o tym ile z żartów wycięto i nie pokazano w telewizji (widać do było po tym, że niektórzy na antenie nie obgadali wszystkich gości). Natomiast coś co zagranicą już dawno nie bulwersuje u nas wywołało zupełnie niepotrzebną dyskusję. Dlaczego? Bo jak już stwierdziłem jesteśmy jacyś inni w wielu aspektach, ale sami oceńcie czy to dobrze czy źle.